Wywiad z jedną z największych gwiazd francuskiego orienteeringu – Lucasem Bassetem, czyli medalistą mistrzostw świata i Europy, zarówno w gronie seniorów, jak też juniorów. Rozmowa została przeprowadzona w 2017 roku przez Rafała Podzińskiego.
Rafał Podziński: Cześć, Lucasie. Czy mógłbyś pokrótce przedstawić się Czytelnikom magazynu „Bieg na Orientację”?
Lucas Basset: Mam 26 lat. Mieszkam i trenuję w Lyonie. Od 10 lat jestem w kadrze narodowej. Najlepszy wynik, jaki do tej pory osiągnąłem, to srebrny medal na Mistrzostwach Świata [bieg średniodystansowy, Szkocja 2015 – przypis redakcji; stan na 2017 rok]. Wkrótce zostanę inżynierem budownictwa i właśnie tej dziedzinie poświęcam się w wolnym czasie (śmiech).
RP: Kiedy zacząłeś swoją przygodę z biegiem na orientację? Masz troje rodzeństwa, które również pokochało ten sport – zgaduję, że to wszystko mogło rozpocząć się z powodu biegających rodziców. Czy rzeczywiście tak było?
LB: Można tak powiedzieć, choć mój tata zaczął biegać na orientację zaledwie trzy lata przede mną. Jeden z jego znajomych był reprezentantem Francji podczas Mistrzostw Świata i usilnie go namawiał, aby też spróbował swoich sił. W moich pierwszych zawodach wystartowałem w 1998 r. Jestem najstarszy z rodzeństwa i gdy tylko zacząłem uprawiać orienteering, brat oraz dwie siostry poszli w moje ślady i osiągnęli odpowiednio wysoki poziom, by dostać się do kadr narodowych (juniorów, seniorów). Podsumowując, muszę przyznać, że jest to rodzinny biznes.
RP: Bycie częścią tak dużej orienteeringowej rodziny musi nieść za sobą wiele korzyści. Jako medalista Mistrzostw Świata, a wcześniej również Mistrz Świata Juniorów, jak z perspektywy czasu oceniasz wpływ wsparcia rodziny na twoje wyniki i rozwój sportowy – zwłaszcza w latach juniorskich?
LB: Oczywiście, taka rodzina to wielki plus dla mnie jako orientalisty. Dużo łatwiej jeździ się wspólnie na weekendowe zawody oraz dłuższe wakacyjne wyjazdy. Muszę jednak przyznać, że rodzice nigdy nie ingerowali w mój trening. Bardzo nas wspierali, ale nie wywierali na mnie żadnej niepotrzebnej presji.
RP: Kto zatem był twoim trenerem? Czy może sam wiesz najlepiej, czego potrzebuje twój organizm?
LB: Pierwszy raz współpracę trenerską nawiązałem w wieku 16 lat. Można powiedzieć, że ta osoba wprowadziła mnie w profesjonalny trening i nauczyła, jak powinien wyglądać rozkład poszczególnych jednostek treningowych. A gdy w 2011 r. wróciłem ze Szwecji, dołączyłem do „Pole France”, czyli do oficjalnej grupy treningowej kadry narodowej. Od tego czasu mamy zorganizowane 7 jednostek treningowych w tygodniu, jeśli zaś chodzi o dodatkowe treningi, to sam decyduję, co powinienem zrobić. Mniej więcej na dwa miesiące przed ważną międzynarodową imprezą planuję już swoje treningi w zupełności samodzielnie. Podsumowując, w dużej mierze sam jestem odpowiedzialny za moje treningi, nadal jednak potrzebuję trenera, aby czuwał nad odpowiednim rocznym rozkładem obciążeń – mam tutaj na myśli głównie okres zimowy.
RP: Wspomniałeś o powrocie ze Szwecji. Przypuszczam, że wyjechałeś tam, aby zostać lepszym biegaczem na orientację. Czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej o tej przygodzie?
LB: To był mój ostatni rok w kategorii juniorów, więc chciałem jak najlepiej przygotować się do JWOC 2011 [Mistrzostw Świata Juniorów w 2011 r., które odbywały się w Polsce; Basset wywalczył na nich dwa medale: złoto w sprincie oraz brąz w klasyku, był ponadto czwarty w biegu średnim – przypis redakcji]. W Szwecji skupiałem się przede wszystkim na treningu. Byłem na studiach lingwistycznych, które zakończyłem, gdy tylko wróciłem do Francji. Poza orienteeringiem wielką frajdę sprawiała mi nauka języka szwedzkiego, która zawsze była dla mnie celem oraz swego rodzaju marzeniem. To był wspaniały rok, który spędziłem w Norrköping i Nyköping z moim ówczesnym szwedzkim klubem OK Denseln. Jestem przekonany, że pobyt w Skandynawii odegrał olbrzymią rolę w moich przygotowaniach do
przejścia do kategorii elity.
RP: Czy w późniejszych latach również odwiedzałeś Skandynawię na okresy dłuższe niż dwutygodniowy obóz treningowy?
LB: Nie. Raz na jakiś czas wybierałem się tam na maksymalnie dziesięciodniowe obozy techniczne. Oczywiście, w zeszłym roku spędziłem tam sporo czasu ze względu na przygotowania do Mistrzostw Świata, nigdy jednak nie było to więcej niż tydzień czy wspomniane 10 dni.
RP: Teraz pytanie trochę z innej beczki. Polscy juniorzy często są w stanie nawiązywać równorzędną walkę z najlepszymi na świecie, jednak po przejściu do kategorii seniorów mają zwykle olbrzymie problemy z przebiciem się do czołówki. Tobie zaś udało się wedrzeć do tego elitarnego grona z przytupem. Czy w jakiś szczególny sposób zmieniłeś swój trening, czy może po prostu stopniowo zwiększałeś intensywność i objętość treningów, a efekt przyszedł sam?
LB: Nie wiem zbyt wiele o polskim systemie szkoleniowym, ale również zauważyłem tę prawidłowość. Bardzo trudno mi stwierdzić, czym jest ona spowodowana. Słyszałem, że polscy zawodnicy trenują naprawdę dużo już od najmłodszych lat. We Francji zwracamy uwagę na to, aby obciążenia treningowe wzrastały stopniowo oraz by nie przekraczały możliwości zawodnika – zwłaszcza w wieku juniorskim. Z drugiej strony słyszałem też, że studia w Polsce są naprawdę wymagające. Podejrzewam, że może to być powodem mniejszych możliwości treningowych zawodników wkraczających do kategorii elity. Jeśli chodzi o mnie, to nie zauważyłem żadnej szczególnej zmiany w podejściu do treningu. Oczywiście, z pewnością zwiększyłem ich objętość, ale intensywność została podobna. W juniorach trenowałem około 300 godzin rocznie, obecnie są to wartości zbliżone raczej do 550 godzin. Wynika to głównie z tego, że w młodym wieku praktycznie nigdy nie trenowałem dwa razy dziennie, a teraz zdarza mi się to dość często. Mam jednak żelazną zasadę dotyczącą akcentów treningowych – nigdy nie robię więcej niż trzy mocne jednostki tygodniowo. Generalnie mogę powiedzieć, że lubię trenować dużo, ale nie szybko (śmiech).
RP: Rozmawiamy sporo o treningu fizycznym, jednak orienteering to przede wszystkim dyscyplina techniczna. Jaki procent twoich przygotowań stanowią treningi techniczne? Jak duży wpływ miał na Ciebie twój rodak – prawdopodobnie największy „technik” w historii biegu na orientację, Thierry Gueorgiou [23-krotny medalista Mistrzostw Świata, 14-krotny Mistrz Świata – przyp. redakcji]?
LB: Sprawdziłem dzienniczki treningowe z ostatnich kilku lat i praktycznie co roku liczba ta oscyluje w granicach 30%. Nie jest jednak tak, że specjalnie celuję w tę wartość czy jest to jakieś moje wyznaczone minimum, tak po prostu wychodzi. Uważam, że dla mnie jest to jak najbardziej odpowiednia ilość. Moją relację z Thierrym mogę podzielić na dwa etapy. Pierwszy, gdy miałem 15 lat i był on moim wielkim idolem, oraz drugi, gdy w kategorii elity zaczęliśmy wspólnie trenować i rywalizować. Jest to z pewnością człowiek, który od zawsze pokazywał nam drogę na szczyt. Najbardziej podziwiam w nim niesamowicie profesjonalne podejście do uprawiania sportu. Z drugiej strony mamy zupełnie inne filozofie treningowe. Thierry chce trenować na mapie codziennie, dla mnie byłoby to nie do wytrzymania. Dobrze zdaję sobie sprawę, że skopiowanie jego planów nie podziałałoby dobrze na mnie. Sądzę, że to jedyna osoba, która jest w stanie zrealizować jego plan. Z mojego punktu widzenia największą zaletą Thierry’ego jest fakt, że jeżeli zdecyduje się on wypowiedzieć na dany temat, to z pewnością już kilka razy to przemyślał i przeanalizował w swojej głowie.
RP: Co sądzisz o słynnej filozofii Thierry’ego dotyczącej czterech treningów dziennie? Czy kiedykolwiek miałeś okazję tego spróbować? Jeśli tak, to ile dni byłeś w stanie wytrzymać?
LB: Już na obozach kadry narodowej juniorów były zawsze trzy treningi dziennie (dwa w ciągu dnia i jeden nocny), jestem zatem przyzwyczajony do wykonywania dużej pracy treningowej na wyjazdach. Gdy wchodziłem do kadry seniorów, starsi koledzy wykonywali już BBA („Before Breakfast Activity” – czyli 30-minutowy rozruch polegający na 15-20 minutach biegu i niewielkiej ilości ćwiczeń). Po niedługim czasie postanowiłem do nich dołączyć. Nie mogę jednak powiedzieć, że wykonuję ten rozruch każdego dnia obozowego. Największy problem stanowi dla mnie fakt, że trzeba się obudzić te pół godziny wcześniej, co jest dosyć trudne, gdy organizm jest już mocno zmęczony poprzednimi dniami. Podsumowując, jestem w stanie wykonywać 4 takie jednostki dziennie, ale tylko na zgrupowaniach, przez okres maksymalnie jednego tygodnia.
RP: Przed tym sezonem [2017 – przyp. red.] zdecydowałeś się na zmianę skandynawskiego klubu na OK Linne. Czy była to twoja decyzja, czy może zostałeś wypatrzony przez skautów z tego szwedzkiego klubu?
LB: Po pierwsze chciałbym zaznaczyć, że wcześniej spędziłem wspaniałe 10 lat, trenując i biegając dla OK Denseln. Po tym czasie zacząłem odczuwać potrzebę pewnych zmian w moim treningu i dodatkowych bodźców motywacyjnych, dlatego zdecydowałem się na zmianę otoczenia. Albin Ridefelt [jeden z najlepszych zawodników OK Linne – przypis redakcji] jest moim wieloletnim dobrym znajomym, a ja sam od długiego czasu podziwiałem, jak profesjonalnym i dobrze zorganizowanym klubem jest OK Linne. Najbardziej podoba mi się to, że wielu zawodników z tego klubu skupia się nie tylko na największych biegach sztafetowych [Tiomila, Jukola – przypis redakcji], ale również na swoich indywidualnych karierach i że aspirują oni do reprezentowania swoich kadr narodowych podczas Mistrzostw Świata czy Europy. Takie otoczenie naprawdę bardzo mnie motywuje i ułatwia wykonywanie ciężkiej roboty treningowej.
RP: Teraz chciałbym zapytać cię o specjalizację w biegu na orientację. Gdy analizuje się twoje wyniki z Mistrzostw Świata Juniorów, widać wyraźnie, że z roku na rok stawałeś się coraz lepszym biegaczem i na każdym z dystansów (sprint, średni, klasyk) twoje osiągi z danego roku były porównywalne. Również podczas Mistrzostw Świata Seniorów w Szkocji byłeś jednym z bardzo niewielu zawodników, który startował na wszystkich biegach, w dodatku z dużym powodzeniem – poza srebrnym medalem w biegu średnim oraz brązowym w sztafetach uplasowałeś się na 9. miejscu w klasyku i 23. w sprincie. Czy uważasz zatem, że specjalizacja nie jest dla ciebie i twoim celem jest po prostu równomierny rozwój na wszystkich płaszczyznach?
LB: Właśnie tak! Uwielbiam wszystkie dyscypliny, z lekkim wskazaniem na bieg średni i sztafetowy. W sprintach cenię to, że nigdy do końca nie wiadomo, jakie rodzaje pułapek podczas biegu zaserwują nam organizatorzy. Najmniej pewnie czuję się w biegach klasycznych, mimo że osiągane wyniki nie są najgorsze. Muszę jednak przyznać, że w Szkocji sytuacja była szczególna, ponieważ program Mistrzostw pozwalał mi na udział w każdej
z dyscyplin (najbardziej wycieńczający bieg klasyczny był rozgrywany ostatniego dnia).
RP: Przyszedł czas na ostatnie i być może najtrudniejsze pytanie. Cat Taylor (brytyjska biegaczka niegdyś reprezentująca barwy OK Linne) przeprowadziła swego czasu prezentację na zatytułowaną „Rzeczy, o których chciałabym wiedzieć 10 lat temu”. Co ty byś powiedział, gdyby przyszło ci poprowadzić podobny wykład przed dużą grupą juniorów bądź zawodników dopiero pukających do bram orienteeringowej elity?
LB: Hmm… 10 lat temu? Wracamy zatem do czasów sprzed jakichkolwiek moich osiągnięć na arenie międzynarodowej. Na pewno niczego w mojej karierze nie żałuję. Uważam, że rozwijałem się stopniowo, krok po kroku. Nigdy nie sądziłem, że osiągnę taki poziom, na jakim jestem obecnie. 10 lat temu nie uważałem, że dobry odpoczynek, dieta i sen mają jakikolwiek wpływ na moje wyniki – w tej chwili mój pogląd jest oczywiście diametralnie inny. Z drugiej strony myślę, że paradoksalnie w tamtym okresie mogło to być dla mnie zbawienne, bo pozwalało mi na utrzymanie odpowiedniego balansu pomiędzy treningiem a korzystaniem z młodości. Bardzo trudno jest mi podać jakieś konkretne wskazówki dla juniorów, ponieważ wydaje mi się, że moja kariera była całkiem… prosta. Oczywiście, wkładałem sporo pracy zarówno w trening fizyczny, jak i techniczny, ale uważam, że zbyt łatwo przychodziło mi przestawianie się z Mistrzostw Europy Juniorów na Mistrzostwa Świata Juniorów, z Mistrzostw Świata Juniorów na Puchary Świata, a z Pucharów Świata na Mistrzostwa Świata Seniorów. Gdybym miał powiedzieć temu zawodnikowi po prostu: „Goń swoje marzenia”, sam bym w to trochę nie wierzył (śmiech).
fot. główna: Agata Majasow, zdjeciawbiegu.pl
Opracowanie: Wojciech Bajak