Gdzie można znaleźć najtrudniejsze, najciekawsze i najcięższe tereny do biegania wie każdy orientalista. Skandynawia to rejon, w którym BnO stanowi inny wymiar, gdzie nawet najlepsi popełniają duże błędy, a tereny potrafią sprawić, że błędy popełnia nawet Gueorgiou. Od razu po Baltic Cup’ie wyjechałem do Szwecji na 2 tygodnie, gdzie zaplanowane miałem starty w Tiomili oraz w Swedish League.
Pierwsze dni to przypomnienie sobie techniki biegania w szwedzkich lasach. I nie mam tu na myśli orientacji, a raczej technikę stawiania stóp i poruszania się. Jednocześnie cały pierwszy tydzień trenowałem w nocy, przygotowując się do Tiomili, na której SNO wystawiło mnie w pierwszym składzie na najdłuższej nocnej zmianie. W tym roku było to 16,5km na 3 zmianie. Zapowiadała się extra zabawa!
Przed startem czułem, że jestem gotowy. Fizycznie wiedziałem, że jestem w stanie wytrzymać tak długi bieg, jedyne czego się obawiałem to tempo, które mogło czasami być dla mnie zbyt mocne.
Początek biegu był dla mnie dość nerwowy, ponieważ startowałem kilkadziesiąt metrów za czołową grupą. Na szczęście dość szybko udało mi się zniwelować stratę i 2 punkt podbijałem już na przodzie grupy. Takie było moje założenie na ten bieg, biec z przodu, kontrolować co się dzieję i przybiec w pierwszej grupie. Jednak w połowie biegu, przy wyborze wariantu, zauważyłem, że Kiril wybiera wariant, który dla mnie wyglądał lepiej. Od tego momentu w trzy osoby byliśmy na prowadzeniu. Miałem nadzieję, że uda nam się dobiec tak do mety. Niestety kilka błędów i słabsze tempo spowodowały, że Kratov złapał nas na około 1,5km przed metą, a wraz z Nim prawie 50 zawodników!
Końcówka to już nie moja bajka, walka na finiszu to jeszcze nie to co potrafię, przez co skończyłem na 16 miejscu. Cała sztafeta skończyła na 5 miejscu! Apetyty po 7 zmianach były znacznie większe, ale wg mnie to zacny wynik.
Po takim biegu musiałem odpocząć przed startami, które dla mnie były biegami eliminacyjnymi do Mistrzostw Świata. Na pierwszy ogień poszedł sprint, który jednak z powodu braku punktów w szwedzkim rankingu musiałem biegać w drugiej elicie. Nie ukrywam, że ten fakt podciął mi nieco skrzydła, ale ostatecznie postanowiłem pobiec najlepiej jak potrafię. Udało się wygrać, bieg poza 3 wahnięciami był dobry, kilka przebiegów wygrałem z najlepszymi, ale tempo mogłoby być nieco lepsze. Będę nad tym trenował.
Następnego dnia organizatorzy przenieśli mnie do pierwszej elity i tak mogłem porównać się już z najlepszymi. Jednak początek biegu był dla mnie nie do okiełznania. Kompletnie nie rozumiałem kolorów użytych na mapie, a sama trasa wydawała mi się dość trudna. I tak już do 6 punktu straciłem około 6 minut. Od tego momentu bieg był całkiem dobry, chociaż wybrałem zły wariant na końcówce, co kosztowało mnie kolejne kilkadziesiąt sekund. Ostatecznie 44’ biegania nie mogły mnie zadowalać. Jedynym pocieszeniem były olbrzymie błędy wielu zawodników, dzięki czemu udało się wygrać z kilkoma teoretycznie lepszymi biegaczami.
Na koniec, w niedzielę zmierzyłem się z wisienką na torcie. Klasyk – 17,5km, 3 stopnie Celsjusza, padający śnieg, a do tego najbardziej wymagający teren z całego mojego pobytu. W pierwszej części biegu miałem olbrzymi problemy z poruszaniem się. Nie byłem w stanie w szybkim tempie przemieszczać się pomiędzy skałami. Dołożyłem do tego kilka głupich błędów i wiedziałem już, że początek nie dawał mi dobrego biegu. W drugiej części trasa była już zdecydowanie łatwiejsza i przyjemniejsza do biegania, jednak byłem na tyle zmęczony, że nie byłem w stanie nawiązać walki z najlepszymi. Udało mi się ukończyć bieg w 110 minut, przegrywając ponad 20 z pierwszym zawodnikiem… W takim terenie jest wiele do poprawienia.
Teraz przyszła kolei na polskie podwórko! Dziś startuję w klasyku KMP, który jest jednocześnie eliminacjami do WOCa oraz do Wojskowych Igrzysk Olimpijskich. Za tydzień Mistrzostwa Polski, które zapowiadają się bardzo ciekawie! Trzymajcie kciuki.