Każdy Polak wyczekuje Święta Pracy oraz rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja, ale wiemy, że powodem jest raczej wolne od pracy. Większość osób tzw. „majówkę” spędza na grillowaniu i/lub łomżingu, ale biegacze na orientację umilają sobie czas na zawodach. Wybór zawodów jest dość duży, a w tym roku można było spędzić majówkę na sportowo w Polsce, startując w zawodach Baltic Cup. Właśnie w taki sposób, ja spędziłem ostatni weekend.
Wiele razy przełom kwietnia i maja spędzałem w Szwecji, startując w Tiomili. Jednak w tym roku, największe szwedzkie sztafety są tydzień później, dzięki czemu mogłem wystartować w Polsce. Teren i mapy są mi bardzo dobrze znane, ale mimo to chciałem poważnie podejść do startu i przetrzeć się przed nadchodzącym wielkimi krokami sezonem.
Po ultralongu cały czas czułem się zmęczony, z dnia na dzień było lepiej, ale wiecznie brakowało mi świeżości. Na szczęście po wyjeździe do Warszawy, zacząłem odczuwać pewien luz podczas biegania. I tak, jadąc na Baltic, czułem, że wreszcie noga powoli zaczyna się „kręcić”.
Niestety pierwszy dzień w moim wykonaniu to kompletna porażka. Nie pamiętam, kiedy na zawodach przytrafił mi się błąd na 4 minuty. Powodów było kilka, począwszy od koncentracji, skali mapy oraz braku jej dokładności. Jednak po błędzie nie poddałem się i zacząłem bieg od nowa, żeby sprawdzić czy rzeczywiście forma fizyczna idzie do przodu. Kilka przebiegów to potwierdziło, więc nie pozostało mi nic innego jak okiełznać swoją głowę.
Drugi dzień zapowiadał się zacnie, a to za sprawą dwóch startów jednego dnia. Na pierwszy ogień poszedł wydłużony middle, który w moim wykonaniu był już dużo lepszy. Wreszcie udało mi się być skoncentrowanym przez cały bieg. Nie wystrzegłem się małych błędów, ale ostateczny rezultat bardzo mnie satysfakcjonował. 2 miejsce, przegrana z Rinem o pół minuty i średnia 5:14/km w tym terenie to całkiem dobry wynik.
Na sobotnie popołudnie organizator zaplanował sprint w Wejherowie. Biegałem tam kilka razy i zawsze mi się podobało. Nie ukrywam, że podszedłem do startu poważnie i mimo zmęczenia próbowałem sprawdzić na co mnie stać. Trasa sama w sobie nie była wymagająca, a zwłaszcza druga jej część. Natomiast na początku popełniłem kilka błędów. Ostatecznie ponownie skończyłem na 2 miejscu, ustępując tym razem Papusiowi, który moim zdaniem jest aktualnie polskim mistrzem sprintów. Natomiast moje odczucia z biegu satysfakcjonowały mnie jeszcze bardziej. Do połowy trasy czułem, że potrafię biec szybko.
Ostatniego dnia zaserwowano nam klasyk, który jednak długością nie powalał. Niecałe 12 kilometrów, patrząc na średnie z wcześniejszych dni nie zapowiadały długiego biegania. Jednak, tak jak się spodziewałem, największe góry zostawiono nam na koniec. Przy zmęczeniu po 3 startach, skoncentrowałem się bardziej na nie popełnianiu błędów i dobrym wyborze wariantów. Niestety i to mi się nie udało przez co straciłem nieco już na początku biegu. Na mecie okazało się, że ponownie wybiegałem 2 czas i ostatecznie skończyłem zawody na 2 miejscu. Wyniki
Nie mogę nie napisać o jakości map. Nie wiem, jak takie mapy mogły zostać dopuszczone w zeszłym roku na Mistrzostwach Polski. Niekonsekwencja kolorów, która rzucała się pierwszego dnia była niczym w porównaniu do przesuniętych względem siebie górek czy pływających warstwic. Może warto podążać za niektórymi organizatorami i postawić na jakość map i tras?
Swoje bieganie oceniam na 3 z plusem. Fizycznie jest coraz lepiej, co bardzo mnie cieszy, natomiast technicznie jest jeszcze sporo do poprawy. Aktualnie mam ku temu rewelacyjne możliwości, ponieważ od wczoraj przebywam w Szwecji. Zaplanowane mam tutaj kilka ważnych startów, a najbliższy to oczywiście Tiomila. Już w sobotę po raz pierwszy w życiu pobiegnę w pierwszym składzie klubu, który walczy o zwycięstwo. Będzie się działo!