Okres przygotowawczy był dla mnie zawsze okresem, w którym trening na nowo stawał się najważniejszą częścią dnia. Był to zawsze czas, w którym na nowo wkręcałem się w poprawę i udoskonalanie swoich umiejętności biegowo-technicznych. Oczywiście w tym sezonie się to zmieniło, jednak moje przemyślenia po dwóch ostatnich latach pozwoliły mi inaczej spojrzeć na pierwsze tygodnie przygotowań do sezonu.
Pisałem wcześniej, że przed rozpoczęciem przygotowań, zbadałem swoje nogi wskroś i wzdłuż pod kątem kontuzji, słabości i braków. Nowa wiedza pozwoliła mi wyeliminować wcześniejsze błędy i po kilku dniach pracy z mięśniami, mogłem w spokoju zająć się treningiem. Dzięki przychylności mojej uczelni, udało mi się załatwić serię 5 badań wydolnościowych rozłożonych na cały sezon. I tak pierwsze badanie wykonałem tuż przed pierwszym obozem wprowadzającym. Wyniki wyszły całkiem całkiem, ale przede wszystkim pozwoliły określić aktualny stan wytrenowania, dzięki czemu nie groziło mi za szybkie czy też za wolne bieganie.
Tym razem postanowiliśmy trening rozpocząć od razu obozem, bez wprowadzenia w domu. W ten sposób już 30 listopada byłem w drodze do Zakopanego, gdzie zamierzałem trenować przez 2 tygodnie.
Jak szumnie głosi jeden z moich ulubionych biegaczy i blogerów, bieganie nie tylko na bieganiu polega. Mój Trener na pewno zgadza się z tą ideą, ponieważ mając 3 jednostki treningowe dziennie, biegaliśmy jedynie raz. Pozostałe treningi to siła, sprawność i szybkość szlifowana na sali czy siłowni.
To co się we mnie zmieniło to podejście do biegania. Tym razem nie chciałem zrobić czegoś za dużo. W tych 2 tygodniach nie starałem się biegać dużo kilometrów, moim założeniem było zbudowanie siły ogólnej i sprawności. W tym celu dużo czasu spędzałem na sali, wykonując często nudne i żmudne ćwiczenia. Okazało się jednak, że przynosi to pożądane efekty. Po obozie czułem się zdecydowanie mocniejszy i silniejszy, co objawiało się łatwością i przyjemnością z biegania, zwłaszcza w lesie.
Kilka dni po obozie pojechałem do rodzinnego domu, gdzie treningowo skupiłem się na bieganiu z mapą. Przez 4 dni spędziłem kilka godzin na nowej mapie – Dłutówek, wykonując przeróżne treningi. To co cieszyło mnie najbardziej, to fakt, że biegałem z przyjemnością i łatwością, a przede wszystkim bez bólu. Nawet po 2 godzinach biegania w lesie nie zauważałem spadku mocy.
Po takim początku przygotowań mogłem z czystym sumieniem zasiąść do świątecznego stołu i spędzić te kilka wyjątkowych dla mnie dni z rodziną.