Portugalia w lutym to idealne miejsce dla orientalistów z całego świata. Od wielu lat zawody Portugal „O” Meeting są początkiem sezonu dla wielu zawodników. Ja od kilku lat staram się w tym terminie wyjeżdżać w miejsca, gdzie można swobodnie biegać z mapą i startować z najlepszymi. Pisząc swobodnie mam na myśli brak śniegu czy bieganie w krótkim rękawku. W tym roku udało się mi się wylecieć na 12dni, świetnego szkolenia technicznego.
Wyjazd rozpocząłem od startu we wspomnianych już zawodach Portugal „O” Meeting, które co roku przyciągają światową czołówkę. Udało mi się załapać do kategorii SuperElite( byłem 115 zawodnikiem na 115 miejsc w kategorii), dzięki czemu mogłem rywalizować z najlepszymi.
Zawody zaczęły się od klasyka, który w moim wykonaniu był nie zły, chociaż po biegu byłem bardzo nie zadowolony. Popełniłem zbyt dużo błędów, które kosztowały mnie prawie 5’.
Wieczorem biegaliśmy nocny sprint, w miejscu, w którym spaliśmy. Portugalskie miasteczka są wręcz stworzone do biegania sprintów. Wąskie uliczki, brak systematycznego ich ułożenia oraz liczne schody tworzą idealne warunki do zagotowania się głowy na maksymalnych prędkościach. Uwielbiam takie bieganie. Po raz kolejny pobiegałem całkiem dobrze, ale mogłem lepiej.
Następny dzień to middle, w terenie z 1 etapu. Niestety tego dnia nie czułem się najlepiej, a do tego moja głowa i kilka głupich błędów spowodowały kiepski wynik. Na szczęście po południu nie było już biegania, więc mogłem spokojnie wypocząć przed kolejnym etapem.
3 dzień zmagań był jednym z najcięższych, ale zarazem najciekawszym podczas całego wyjazdu. Rano odbył się middle WRE, a popołudniu najciekawszy sprint, jaki do tej pory biegałem.
Jako, że byłem ostatnim zakwalifikowanym zawodnikiem do kategorii MSE, na middlu startowałem jako pierwszy. Co prawda nie przeszkadzało mi to za bardzo, chociaż start o 8.30 i oślepiające słońce nie sprawiały mi zbyt dobrych warunków. Niestety poza kilkoma małymi wahnięciami, popełniłem olbrzymi błąd na 8pkt. Jak zwykle wynikający z wejścia na punkt. Muszę to poprawić!
Przed popołudniowym sprintem byłem mocno zmęczony. Myślałem nawet o odpuszczeniu tego biegu, czego na szczęście nie zrobiłem. To był najciekawszy bieg jakiego doświadczyłem podczas całego wyjazdu.
Ostatni start na POMie rozegrany został w formie handicup’u. Po 3 dniach byłem na 42pozycji z dość znaczącą stratą do czołówki. Pierwsza część trasy była dość łatwa, dzięki czemu udało mi się dogonić na minutę, mniej utytułowanego z braci Kyburz. Dalej bardzo długo współbiegliśmy (na przebiegu często go wyprzedzałem, po to by na wielu punktach zostać doganianym). Ostatecznie po raz setny dogonił mnie na przebiegu na 26pkt i wyprzedził jak furmankę. Udało mi się jedynie obronić atak Sirakova i zająć ostatecznie 27miejsce. Tego dnia mój bieg był bardzo dobry, chociaż nie obyło się bez błędów.
wyniki http://www.pom.pt/en/
Kolejne 6dni spędziliśmy w miejscowości Nazare, w komfortowych warunkach, w apartamencie, w sąsiedztwie oceanu. Pierwsze dni to tylko treningi, odpoczynek i zbieranie sił przed kolejnymi zawodami. Z wszystkich treningów najbardziej przypadło mi do gustu „koło”, które wyśmienicie uczy biegania „na rzeźbę”. Natomiast trening, który jest mi najbardziej potrzebny to „control picking”. Powinien on być jednak realizowany w trudniejszym terenie. Jeśli jednak nie mamy takiego w pobliżu, to z czystym sumieniem mogę go polecić każdemu, kto tak jak ja ma problem z wejściem na punkt.
Kolejną okazją do sprawdzenia swoich możliwości były weekendowe zawody Meeting de Orientacao do Centro. Dystans na pierwszy etap zmroził mnie już przed wyjazdem. Mianowicie ponad 18km w jakimkolwiek terenie, zawsze jest ciężkie. Po kilku treningach wydawało mi się, że teren będzie łatwiejszy. Jednak na zawodach widoczność była mocno utrudniona, a rzeźba mniej wyraźna. Popełniłem niestety masę głupich błędów, nie wynikających z braku umiejętności, a z braku koncentracji. Możliwe, że moja głowa miała już dość czytania mapy. Całość przebiegłem w 97’ przegrywając nieco ponad 7’ z najlepszym tego dnia, Olavem Lundasem. Niby nie tak dużo, niby bieg był całkiem dobry, ale pozostał spory niedosyt.
Na szczęście tego dnia miałem jeszcze okazję się odegrać. Wieczorem rozegrany został bowiem nocny sprint, po raz kolejny w świetnym miejscu. Co prawda po wyczerpującym longu, moje nogi nie były zbyt świeże, ale przeżywał to każdy z rywali, więc nie było miejsca na użalanie się. Popełniłem tylko 2 błędy (na 10 i 23pkt), dzięki czemu udało się wygrać. Co prawda wydaje mi się, że mistrz świata w sprincie potraktowałem ten start z przymrużeniem oka, to jednak zwycięstwo to zawsze zwycięstwo.
Bieganie w Portugalii, zakończyliśmy niedzielnym middlem. O ile dzień wcześniej, byłem jeszcze w stanie rozwijać jako takie prędkości, o tyle tego dnia moje nogi nie chciały już biegać. Technicznie było całkiem dobrze, chociaż wszystkie 3 błędy (7, 14 i 26pkt) były bardzo głupie.
Całe zawody zakończyłem na 2 miejscu w kategorii ME (niestety na tych zawodach ilość punktów WRE nie wystarczył do startu w MSE).
wyniki http://www.coc.pt/eventos/16fev2013/en/index.php?page=results
Taki wyjazd był mi teraz bardzo potrzebny. Po świetnym przepracowaniu kilku tygodni, potrzebowałem przetarcia, a przede wszystkim kontaktu z trudnym terenem. Głowa popracowała, nogi przypomniały sobie bieganie w trudnym terenie, a ja sam zobaczyłem, że czołówka jest w zasięgu. Trzeba tylko mądrze pracować!