Po Klubowych Mistrzostwach Polski w Chełmcu w środowisku orientalistów zawrzało:
„niechlujna praca kartografa zamieniła dwa dni zmagań KMP w totolotek.” –
Rafał Podziński
„Świadek też nie jest potrzebny w wyjaśnieniu sprawy, bo Sędzia Główny wie, że zobaczył dobry numer, dobrze podyktował, druga osoba dobrze usłyszała i zanotowała. Właściwie mógł sobie zanotować każdy numer i zdyskwalifikować dowolną osobę, bo powołana komisja i tak wszystkiemu przytaknęła…” –
Piotr Chmielecki
„Oby te KMP były przełomowe w historii polskiej orientacji. Orientacji przesiąkniętej do granic możliwości regulaminami i przepisami, które z powodu swej niebywałej liczności bywają interpretowane w dowolną stronę. Orientacji, która potrzebuje tabunów „sędziów”, „kartografów”, „budowniczych” tylko dlatego, że mają oni „uprawnienia”. A na koniec najważniejsze – pobranie wynagrodzenia odpowiedniego do wykonanej funkcji –
i do zobaczenia na kolejnych zawodach, które spierdolimy marną mapą i głównosędziowaniem.” –
Tadeusz Piłkowski
„Dawno nie zdarzyło mi się biegać na tak niedokładnej mapie, a jeśli już biegałem to raczej na treningach (mapa miała wtedy od kilku do kilkudziesięciu lat)… Kartografowi powinno być wstyd za wykonanie takiej mapy i to jeszcze na zawody tej rangi. ” – Łukasz Gryzio
„jeśli dla zawodników jakakolwiek sytuacja mogłaby być wątpliwa to miejsce należy jasno wyznaczyć w terenie. Inaczej to jest po prostu zastawianie pułapki na uczciwych zawodników. Nieuczciwi i tak się przewiozą.” – Zbigniew Malinowski
„Żal że na imprezie takiej rangi widnieje na mapie: „AKTUALIZACJA I KREŚLENIE: w grudniu 2009. Porażka.
I tylko jak już napisał wcześniej Podzio, żal Witka Sochackiego i jego wielkiego zangażowania w organizację zawodów.” –
Karol Galicz
Na koniec przeprosiny kartografa i budowniczego tras:
” Pragnę przeprosić uczestników Klubowych Mistrzostw Polski za niespełnienie oczekiwań dotyczących poziomu prac terenowych podczas biegu średniodystansowego.
Za brakujące elementy potrzebne do komfortowej nawigacji (zwłaszcza na przebiegu między 8 a 9 PK trasy M21), zbytnią generalizację zbocza wokół PK 52 i zbyteczne „czujne” oczko wodne w świerkach (PK 33). Powyższych, dużych i kilku mniejszych błędów można było uniknąć i za to przepraszam.” –
Jacek Kozłowski
Klubowe Mistrzostwa Polski (zarówno te, jak i wiosenne) w 2012 roku przeobraziły się w coś, co nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwą rywalizacją, profesjonalizmem, wysoką rangą imprezy. Pokazały one również, że opieszałość i zaniedbania organizatorów to tylko niewielki element zjawiska, które tak degraduje nasz sport. Ostatni weekend pokazuje, jak bardzo cofnęliśmy się – bo już nawet nie stanęliśmy w miejscu – w stosunku do lat ubiegłych, czy innych krajów. Przepisy, Polski Związek Orientacji Sportowej, podejście organizatorów, klubów, zawodników – to wszystko wymaga kompletnych zmian. Inaczej – zawsze kiedy jakiś klub lokalnie wykona dobrą robotę i przyciągnie kogoś nowego do naszej dyscypliny, chwilę później obejdzie się smakiem, bo każdy rozsądny człowiek który zobaczy, jak BnO wygląda na wyższym szczeblu – będzie wolał wybrać inną aktywność fizyczną. Taką, która nie jest przesiąknięta układami i „dziadostwem”.
Mankamenty KMP nie były problemem samym w sobie – były one raczej wynikiem wielu lat zaniedbań u źródła, w zacofanej polityce PZOS, który przewodzi tej całej maszynie. Nie można przecież iść do przodu, jeśli sposób myślenia kierujących nie zmienia się od kilkunastu lat. Na jesieni odbędzie się Walny Zjazd PZOS, na którym wybierać będziemy nowe władze. Teraz albo nigdy.
Szczególnie polecamy również porcję przemyśleń z ciekawej perspektywy naszego redaktora – Łukasza Charuby.