Tegoroczne wiosenne Klubowe, ogarnięte falą krytyki za jakość map i tras oraz późniejsza kompleksowa analiza ankiet, które wypełniło po zawodach prawie 100 osób dały jednoznaczny sygnał, jakie są oczekiwania zawodników i trenerów – dobre mapy i trasy. Tego na wiosnę zabrakło. Cała oprawa, starania i przygotowanie były widoczne, ale niewystarczające. Osobiście wyciągnąłem z tego wnioski i kilku błędów nigdy w życiu już nie popełnię.
Jednak szkoda, gdy zdarzają się one innym. W końcu historia jest od tego, by nie popełniać drugi raz tych samych błędów. Niestety, z takim precedensem wielu musiało się zmierzyć w miniony weekend. Absolutnie daleko mi tutaj do osądzania samej głowy przedsięwzięcia, czyli Pana Witka. Jego starania i to, za co był odpowiedzialny, chyba widział każdy. Jednak taki menadżer zawodów organizuje sobie ekipę współpracowników, rozdzielając odpowiedzialności. I tutaj chyba to zawiodło.
Opiszę teraz dramatyczny mechanizm, który jest obrazem obecnej sytuacji, bo winnych personalnie, rzecz jasna, nie ma. Każdy region w Polsce ma swojego mapiarza. Ot, wszyscy się znamy, od 20, a może i 30 lat. Głupio brać kogoś obcego. Toż to zdrada własnych kumpli. Podobnie z obsługą zawodów, Kierownicy, Sędziowie. W ciemno obstawię, kogo zatrudni Twój Klub. W ogóle są jacyś najlepsi? Nie, liczy się to, do czego się przyzwyczaiłem. Nowości? GPS, radiokontrola? Po co? Więcej wpadnie do kieszeni. Podobno w środowisku kartografów jest kilku młodych. Są znakomici. Jedyni mają kontakt ze światowymi mapami. Ale brać młodych? Nie, lepiej nie zatrudniać szczeniaków. Przecież mój kolega pracował nad tym od 20 lat. Należy mu się. Nic, że młodzi używają najnowocześniejszych technologii.
Ktoś planuje robić mapę? Chętnie podam numery. Oczywiście, co do pozostałych, nikogo nie przekreślam. Ale mapiarz, trochę jak saper – myli się tylko raz.
Znajomości, znajomości, znajomości. Przepisy, regulaminy, protesty, skargi. Nie ważne, co jest najbliższe zdrowemu rozsądkowi. Zdrowego rozsądku nie ma. Jest tylko mój rozsądek i moja racja. Wygrywa ten, kto ma więcej znajomości. Wygrywa ten, kto innego zakrzyczy. A jak nie, to zbierzemy Komisję i wedle swoich oczekiwań podejmiemy „właściwą” decyzję. Jesteśmy niewolnikami przepisów. Głównymi aktorami nie są już zawodnicy, ale działacze. Potrzeba ponownego przeglądu przepisów. Ale kto ma je przejrzeć? Gdy jest taka możliwość, wielu chętnych nie ma. Bo po co czytać 35 stron? Znasz przepisy? Brawo – przy kolejnym proteście zabierzesz głos. Podobnie Konkurs Zawody. Co? Konkurs Zawody? A, to ten co jest nieobiektywny. Szkoda, że chętnych z uwagami nie było tak wielu. A mapy i trasy są przecież w tej chwili jego istotnym elementem!
Co jest w tym wszystkim najgorsze? Że każdy z nas czuje, że ten tekst przecież nie jest o nim. Bo przecież na równi dbamy o dobro zawodników. Szkoda, że za wszelką cenę. Jeśli kończy się mój interes, kończy się moje działanie. Przykre.
O co apeluję? O pokorę i rozsądek. Osądzasz – pamiętaj, sam będziesz sądzony!
Do kolejnego protestu!