Przygodę z biegiem na orientację w zdecydowanej większości przypadków ludzie zaczynają w bardzo młodym wieku dziecięcym. Najczęściej okolicznościom tym sprzyjają tradycje rodzinne, dzięki czemu od dziecka dla wielu bieg z mapą i czipem jest bardziej naturalny niż bieganie w najprostszej formie. Czy jednak taka tendencja sprzyja długofalowemu rozwojowi dyscypliny?
Gdyby nie własne doświadczenie, sądziłbym że nie istnieją ludzie stawiający pierwsze kroki w biegu na orientację w wieku seniorowskim (K/M 21). Mój przykład jest jednak dowodem na to, że można. Biegacze to pokłady potencjalnych-przyszłych orientalistów, dzięki którym nasza dyscyplina ma szanse jeszcze bardziej dynamicznego rozwoju. Tylko jak przekonać zawodnika startującego na ulicy bądź stadionie do tego, że BnO to dyscyplina właśnie dla niego?
Ewolucja celów
Początki na pewno będą trudne, ale jakże ekscytujące! Gdy już ktoś zdecyduje się spróbować orienteeringu, pierwszym celem będzie znalezienie kilku punktów, kolejnym ukończenie całej trasy w limicie czasu. Każde znalezienie lampionu, podbicie punktu, ujrzenie blasku czerwonego światełka na puszce SI jest największą nagrodą dla początkującego orientalisty.
Ewolucja treningu
Zaczynający z orientacją sportową z pewnością będą na początku mieli kontakt z mapą jedynie podczas zawodów. Co jednak, jeśli chcemy podszkolić warsztat nie rywalizując jeszcze z innymi? Tutaj najlepszym rozwiązaniem dla osób poszukujących takich treningów jest udział w spotkaniach klubowych. Ciekawą jednak alternatywą będzie nasza baza map, którą sukcesywnie uzupełniamy. Najlepsze na początek będą mapy sprinterskie.
Ewolucja błędu
Z biegu na bieg, ze startu na start, zmieniać się będą nie tylko nasze cele, ale i odczucia związane z BnO. Na początku błędem możemy nazywać fakt, że wybiegliśmy 3 km poza mapę, przez pół godziny nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy topiąc się w pobliskich bagnach i uciekając przed dzikimi zwierzętami, przybiegając na metę o zmroku… Gdy wyeliminujemy takie przygody, błędy będziemy postrzegać jako 20 minutowe „czesanie” lasu. Z czasem i tego nauczymy się unikać, i błędem będzie już tylko 5-minutowe kręcenie się w kółko zanim zorientujemy się gdzie jesteśmy. Potem już 1 minuta straty będzie postrzegana jako błąd (co niedługo wcześniej było w naszym mniemaniu czystym i idealnym przebiegiem). Aż dojdziemy do momentu, gdy każde 10 sekund się liczy i obiegnięcie górki od prawej lub od lewej będzie decydowało o końcowym sukcesie. Jak widać, również pojęcie błędu ewoluuje wraz z zawodnikiem.
Niezależnie od tego, w której fazie „ewolucji” jesteśmy, przyjemność z przeżywania kolejnych przygód na trasie jest po prostu nie do opisania.