Mapa jest zmniejszonym obrazem terenu. To zmniejszenie nazywane jest skalą i zapisuje się je jako ułamek zwykły, w którym licznik to odległość na mapie, a mianownik to odległość w terenie. Popatrzcie na przykład:
Na tym przykładzie skala mapy wynosi 1:100000, co czytamy jako „jeden do stu tysięcy”.
Niektórzy z Was mogą się matematyki bać, a to, co widzicie powyżej, wygląda na początek dość skomplikowanych rachunków matematycznych. I faktycznie: jeśli chcecie dobrze posługiwać się mapą, odrobina matematyki będzie konieczna. Na szczęście nie jest to matematyka wyraczająca poza zakres piątej klasy szkoły podstawowej, więc każdy sobie z nią poradzi, jeśli tylko trochę poćwiczy.
Pierwszym krokiem do określenia odległości jest zmierzenie odcinka na mapie. Najprostszym narzędziem będzie tu zwykła linijka z podziałem na centymetry i milimetry. Żebyście nie musieli nosić ze sobą linijki, większość kompasów sportowych ma na sobie krótszą lub dłuższą miarkę.
Trzymajmy się naszego przykładu z mapy: chcecie przejść z kościoła w centrum Zgierza do klasztoru w Łagiewnikach. Mierzycie odległość linijką na mapie i odczytujecie 4,6 cm. Wykonujecie mnożenie: 4,6 cm * 100000 = 460000 cm. Pewnie żadna ani żaden z Was nie będzie chodzić po drodze z centymetrem, więc łatwiej przeliczyć wynik na metry, co da nam 4600 metrów. Czyli niecałe 5 kilometrów. Bardzo niecałe.
Może nawet nie zauważyliście, ale przed momentem po raz pierwszy użyliście skali mapy do celów praktycznych! Co się tutaj tak naprawdę stało? Zmierzoną na mapie odległość przemnożyliście przez mianownik skali mapy, czyli w naszym przykładzie przez sto tysięcy, i otrzymaliście odległość w terenie. Wygląda dość skomplikowanie, prawda? Aby to ułatwić, na niektórych mapach umieszczano podziałkę, czyli coś w rodzaju linijki, która pomagała od razu odczytać odległość w terenie.
Na szczęście wiele pokoleń użytkowników map wynalazło pewne skróty, dzięki którym nie musicie za każdym razem wykonywać złożonych obliczeń. Oto jeden z takich skrótów: w Polsce posługujemy się systemem metrycznym, więc odległości na mapie najczęściej będziemy mierzyć w centymetrach, a odległości w terenie – w metrach. Wystarczy skreślić dwa końcowe zera w mianowniku skali, żeby otrzymać ją w metrach. I proszę! Teraz potraficie poradzić sobie bez noszenia ze sobą kalkulatora!
Zapytacie pewnie: co to daje? Pokażę Wam najprostszy przykład z nocnych marszów na orientację (przykłady z marszów są bardziej obrazowe): z punktu numer 15 na punkt numer 16 idzie się łatwą drogą, więc z punktu widzenia nawigacji nie wygląda to na trudne. Natomiast znalezienie właściwego punktu kontrolnego w środku lasu, w nocy, w terenie porośniętym gęstą roślinnością, nie jest już takie łatwe. Użyłem więc podstawowej na imprezach BnO techniki pokonywania trasy: wybrałem przejście po drogach do miejsca, w którym mogę ze stuprocentową pewnością stwierdzić, gdzie jestem – w tym przypadku był to narożnik lasu. Taki punkt nazywam punktem oparcia, niektórzy mówią na to punkt ataku (attack point). Od tego miejsca miałem przejść dokładnie 400 metrów drogą, a następnie skręcić pod kątem prostym na północny wschód i przejść w lesie dokładnie 200 metrów. Gdyby nie znajomość odległości, odnalezienie tego punktu byłoby bardzo trudne, a w zasadzie niemożliwe. Odszukanie ukrytego w lesie punktu, w środku nocy, w połowie marca, przy temperaturze -2, gdy już ma się w nogach 20 kilometrów, to nie bułka z masłem… Muszę się przyznać, że i ja w tym miejscu popełniłem błąd, wynikał on jednak z mojej własnej słabości, bo sama metoda była właściwa.
Macie pełne prawo zapytać: ale jak właściwie zmierzyłeś te odległości? Słuszna uwaga! Trzeba mierzyć odległość w terenie! Używanie 50-metrowej taśmy albo kółka policyjnego służącego do pomiarów wypadków w lesie raczej się nie sprawdzi, dlatego trzeba skorzystać z czegoś innego. Najprostszym urządzeniem pomiarowym, stosowanym już od starożytności, jest nasz własny krok. Każdy ma nogi przy sobie i każdy jest w stanie policzyć ilość wykonywanych kroków. Czy jest to idealne narzędzie pomiarowe? Sprawa byłaby prosta gdyby każdy z nas miał krok równy jednemu metrowi. A tak niestety nie jest. Ja na przykład wiem, że w czasie równego marszu po płaskim terenie wykonuję 120 kroków na 100 metrów. Żeby łatwiej było wykonać ten rachunek, większość ludzi (spośród tych, którzy w ogóle liczą kroki) bierze pod uwagę nie każdy krok, tylko pary kroków, nazywane parokrokami. Oznacza to, że ja
mam 60 parokroków na 100 metrów. W przypadku mojego wejścia na punkt 16. musiałem więc od punktu oparcia przejść 240 parokroków po ścieżce, a potem ustalić azymut i przejść przez las jeszcze 120 parokroków. Sprawa zaczyna się robić całkiem prosta, nieprawdaż? Gdyby nie znajomość skali mapy, przy odnajdywaniu tego punktu mógłbym liczyć jedynie na szczęście.
Liczenie parokroków to też coś, do czego stosuję swoją technikę. Przede wszystkim, ponieważ ruszam zawsze z prawej nogi, liczę na nogę lewą. Żeby było rytmicznie, staram się powtarzać zawsze te same, jednosylabowe elementy: sto-jeden, sto-dwa, sto-trzy… sto-dzie, jede-naś, dwa-naś… itd. Zaczynam od „sto”, bo tak lepiej mi się mówi i ma to pewien sens, o którym opowiem za chwilę. Każdy z was może sobie opracować swój własny „wierszyk”. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać trudne, ale jeśli poćwiczycie, taki wierszyk nauczycie się recytować niemal zupełnie bezwiednie i wtedy nie będzie wam on przeszkadzać w czytaniu mapy, przeliczaniu odległości czy rozglądaniu się. Trudniej jest z rozmową, która jednak bardzo rozprasza.
Przy liczeniu parokroków można dość łatwo pomylić się o pełną setkę. Zdarzyło mi się to kilkukrotnie i za każdym razem był to poważny kłopot. Dawne kompasy sportowe miały specjalne kółka lub nawet „klikające” liczniki, które służyły do liczenia setek parokroków. Ja kilka lat temu wypracowałem sobie wreszcie technikę wizualizacji – kiedy zaczynam liczyć, to przez pierwsze dziesięć kroków wyobrażam sobie wielkie, tłuste zero w kolorze niebieskim, a kiedy doliczę do stu, przypominam sobie, jaka była ostatnia cyfra, którą sobie wyobraziłem i wizualizuję kolejną. Mam dziesięć par kroków na to, żeby zauważyć, iż przekroczyłem setkę – wyrobiłem sobie coś w rodzaju budzika, który wyrywa mnie z tego, o czym myślę, gdy znów jestem przy „sto-jeden, sto-dwa, sto-trzy…”.
Zadacie na pewno pytanie, co robię, kiedy przekraczam tysiąc parokroków. Gdy kiedyś je przekroczę, z pewnością wam powiem!
Wśród wielu biegaczy na orientację istnieje przekonanie, że te całe parokroki i pomiar odległości przydają się tylko przy końcowym ataku na punkt kontrolny. Ja jestem zupełnie innego zdania. To znaczy – niezupełnie innego. Owszem: liczenie parokroków przy końcówce wejścia jest bardzo przydatne. Ale moim zdaniem liczenie parokroków przydaje się w każdym momencie pokonywania trasy. Szczególnie zaś sprawdza się na najprostszych odcinkach pokonywanych po drogach i ścieżkach. Zwykle wtedy czytacie mapę już na dalszą część trasy, przez co możecie przeoczyć miejsce, gdzie mieliście skręcić. Ponadto miejsce to wcale nie musi wyglądać w terenie tak, jak to sobie wyobrażaliście.
Ciągłe liczenie parokroków ma jeszcze jedną, niespodziewaną zaletę. Kiedy zajmę lewą półkulę liczeniem (nie mam pojęcia, skąd to wiem, ale jestem przekonany, że to moja lewa półkula liczy [co jest zgodne z wiedzą naukową – przypis redakcji]), to nie rozpraszam się myśleniem o różnych niepotrzebnych rzeczach, a szczególnie unikam śpiewania piosenek, które zwykle trafiały mi do głowy i od których nie potrafiłem się uwolnić. Życzę udanego liczenia!
Zadania dla początkujących:
1) Skala mapy wynosi 1:15000. Jeden centymetr na tej mapie – ile to będzie metrów w terenie?
2) Na mapie w skali 1:25000 zmierzyłeś, że odległość do docelowego punktu wynosi dokładnie 6 centymetrów. Ile kilometrów będziesz musiał przejść?
3) Znajdź jakiś odcinek równej drogi o znanej długości. Najlepiej dwa odcinki, jeden o długości 100 metrów, a drugi o długości 500 metrów (pomocne mogą być tu słupki hektometrowe znajdujące się przy szosach). Policz, ile parokroków zajmuje ci pokonanie tych odcinków w trakcie marszu i w czasie biegu. Powtórz to kilkukrotnie i wylicz swoją średnią na 100 metrów. Możesz spróbować zaobserwować, jak zmienia się ilość parokroków wraz ze zmęczeniem lub tempem biegu.
4) Zrób swoją własną linijkę do skali 1:10000 albo 1:25000, z podziałką wyrażoną w parokrokach. Możesz ją podkleić na brzegu płytki kompasu.
Autor: Zbigniew Malinowski
Opracowanie: Wojciech Bajak
Zdjęcie główne: Agata Majasow (zdjeciawbiegu.pl)