W ostatni weekend wystartowałem w Mistrzostwach Niemiec w sprincie oraz w BRL na dystansie klasycznym. Start sam w sobie nie był niczym specjalnym, jednak dla mnie po długiej przerwie był czymś długo wyczekiwanym. Miałem nadzieję sprawdzić się wreszcie w tym co lubię najbardziej.
Start zaplanowany był dawno temu, jednak przez moją kontuzję, do ostatnich dni wyjazd nie był pewny. Co prawda więzadła i ścięgna jeszcze się odzywały, ale postanowiłem spróbować.
W sobotę rozgrywany był sprint Mistrzostw Niemiec w samym sercu Berlina, ze startem i metą zlokalizowanymi pod Bramą Brandenburską. Niestety, Niemcy kompletnie tego nie wykorzystali, czego wynikiem był prawie kompletny brak kibiców.
Jako że chętnych do tytułu Mistrza Niemiec nie brakuje, dystans sprinterski podzielony jest na eliminacje i finał.
Niestety technicznie było bardzo łatwo, zwłaszcza podczas eliminacji. Małe błędy wynikały z prędkości, której już dawno nie osiągałem.
Przepisy niemieckiej federacji są podobne do naszych z zeszłego roku, a przynajmniej w kwestii startowania obcokrajowców w ich mistrzostwach. Tym sposobem, nie mogłem wystartować w finale A, pomimo najlepszego czasu w eliminacjach. Sam finał był nieco ciekawszy, z kilkoma wariantowymi przebiegami, ale nie zaskoczył niczym specjalnym. Tak więc najważniejsze było przygotowanie fizyczne, które w moim przypadku od pewnego czasu jest dość marne. Mimo wszystko uzyskany czas był przyzwoity.
Następnego dnia organizatorzy przygotowali dla elity trasę długości 16,3 km. Byłem nieco wystraszony samym dystansem, w końcu dawno tyle na „gaz” nie przebiegłem. Postanowiłem dobrze naładować się węglowodanami dzień wcześniej, żeby czasem nie odcięło mnie w połowie biegu. W tym pomogła mi Iwona z Detlefem, moja rodzinka, u której zatrzymałem się na weekend – dzięki!
Bieg po raz kolejny okazał się łatwy technicznie, przynajmniej dla mnie. Ze względu na kostkę, początek biegu był bardzo niepewny, jednak z każdym kilometrem ból był mniejszy i coraz przyjemniejszy. Po biegu ustał praktycznie całkowicie – czyżby las był lekarstwem? Cały dystans pokonałem w 82’04’’, bawiąc się przy tym co niemiara. Wreszcie z mapą w ręku, wreszcie w lesie.
Wyniki oraz międzyczasy z zawodów można znaleźć tutaj: http://www.ihwalex.de/DMSprint2013Ergebnisse
Podsumowując, wyjazd był mi bardzo potrzebny. Okazało się, że biegowo nie jest tak źle, jak myślałem. Technicznie było łatwo, ale zawody to zawsze kontakt z mapą na wysokich obrotach. Zobaczyłem również, że organizacja zawodów w naszym kraju wcale nie stoi na najniższym poziomie. Brakuję nam dużo do Skandynawii czy Czechów, ale są kraje, które powinny wzorować się na nas.